Jeszcze się dobrze nie skończyło, a już się zaczęło.
Jeszcze nie wszyscy wrócili z Tunezji, Turcji, Hiszpanii czy Portugalii, naładowani golfowymi sukcesami i zdobytym doświadczeniem, a tu... Puk, puk. Puka do drzwi nowy sezon. Dołączą do nich niebawem ci z Azji południowo-wschodniej, gdzie cudownymi polami kusiły Chiny czy Tajlandia. Świeżą opalenizną zaświecą bywalcy z Dominikany i reszty Morza Karaibskiego. Wszyscy oni wrócą. Po masażach tajskich, po zwycięskich rundach, po sukcesach na 19 dołku. Niektórzy tylko po takich. Szczupli, wypoczęci, zadowoleni.
I co ich tu czeka.


Szary, smutny, wypłowiały świat, gdzie o uśmiech dużo trudniej jak o pieniądze, gdzie od 30 lat ci sami politycy, a w telewizji od 20 lat te same dwudziestopięciolatki. Świat, w którym hitem filmowym są nadal "Czterej pancerni", a muzycznym "Jozin z bazin".
Ale to jeszcze nie wszystko.
Czekają tutaj też żądni moralnego rewanżu wszyscy ci, którym względy natury wyższej nie pozwoliły na słoneczne zmagania z golfem. Ci, którzy muszą uwierzyć, że golf jest jedynym sportem, gdzie zawsze zwycięża siła wiary golfowej. Wzmocnieni wiedzą teoretyczną, bo praktycznej nie było gdzie zdobyć, po przeczytaniu poradników, informatorów i co roku obowiązkowej małej czerwonej książeczki, rozgrywają mentalne rundy. Ładują się wspomnieniami, jak to na dwunastce mieli bairdie a na osiemnastce, gdyby nie pech to mieliby Hole In One. I tych właśnie, po treningu łóżkowo-mentalnym można poznać na pierwszy rzut oka.
Zwykle wyróżniają się kilkukilogramową poświąteczną nadwagą, bladą twarzą, podkreśloną cudownymi niebieskawymi workami pod oczami, a co przede wszystkim, widocznym już na pierwszy rzut oka żalem do całego świata. O co?
O to, że ten idiota zarządzający polem nie chce go otworzyć z kretyńskim uzasadnieniem, że jest śnieg i mróz. Jakby to miało coś do rzeczy. (Przecież już dawno wymyślono kolorowe piłki i gumowe tee). W golfa grają już na Grenlandii, a Rosjanie na pewno zbudują pole golfowe na Indygirce. A tu? Ech...
I właśnie to wszystko ci golfisci po treningu mentalnym mają wypisane na twarzy. I jeszcze tę chęć zemsty. Za konieczność codziennego chodzenia do pracy, za konieczność codziennego ogladania w TV tych czterdziestoletnich dwudziestopięciolatek, za sms-y z Dominikany o treści: "na Casa de Campo wczoraj miałem 87". Za wszystko. A już tajskiego masażu nie wybaczą na pewno.
Ale spostrzegawczy obserwator zauważy w oczach tych porzuconych przez golfa, taką maleńką iskierkę pełnej nadziei przekory: zobaczymy. Zobaczymy. A co zobaczymy? Oni już wiedzą. Wiedzą i widzieli. Zmiany na polu. Przygotowania do Wielkiego Sezonu.
Bo prawdziwy golf rozpocznie się tutaj. Na wiosnę. Te wszystkie Turcje, Dominikany czy Chiny to była przygrywka dla turystów. Takie japońskie zwiedzanie świata. W 7 dni 14 państw, gdzie jest tylko czas na zrobienie przez okno autobusu zdjęć po to, żeby w domu móc zobaczyć, gdzie się było. Tutaj czeka prawdziwe życie. Codzienne zmaganie z golfem bez "dopalaczy" z 19 cypryjskiego dołka. Ci co pozostali w zimowej Polsce, te sieroty golfowe, czekają na rewanż.

Robert Jakubiec

Ilość osób na stronie: 1