Pisane tuż przed zamknięciem pola!

 

Takie tam wspomnienia science fiction

 

 (A może to właśnie o nas?)

Jeżeli znajdziesz gdzieś siebie, to nie wierz temu co czytasz. Wszystko to ulotna impresja, a osoby, które znajdując siebie poczują się urażone, no cóż .... przepraszam.

 

  I po balu. 

            A zatem czas na Ostatki. W zamykanej właśnie gospodzie, dla której był to ostatni już bal, wodzirej przygięty niemotą spoczywa z twarzą w resztkach sałatki warzywnej. Wiejskie klezmery resztkami sił próbują rozruszać zaproszonych gości. Kilkoro jeszcze poszukuje rozpaczliwie swoich pięciu minut. Bal trwa.

Ale obsługa wie swoje. Właściwie wszyscy wiedzą. To już koniec. Tego balu i wszystkich następnych.

Resztki baloników porozrzucane po sali, serpentyny pod stołami i na tłustym karku wodzireja. Konfetti na parkiecie. Na ścianach ozdoby z papier mache i serduszka wycięte z krepy. Z lamp zwisają smętnie złote i srebrne ozdoby, poruszające się równie leniwie jak pary w ostatnim walcu. Nawet nie warto sprzątać. Jutro wejdą tu buldożery.

Solista-fordanser, który przez cały bal uczciwie chrypił evergreenami, też na ostatkach. Jego czas też już powolutku mija. On chyba o tym wie. To wzbudza szacunek. To, że się stara, że nie rezygnuje, Że jeszcze czegoś szuka. Że mimo swojego bagażu życiowego pozostał do końca. Lojalny. Takich lubię. Zawsze będę ich pamiętał. O tych niekoniecznie lojalnych też.

W powietrzu unosi się zapach sfermentowanego alkoholu, kapusty, spoconych ciał. W gościńcu nie ma klimy a i łazienki pozostawiają wiele do życzenia.

Ale ja lubiłem tę podłą knajpę. Lubiłem tam tańczyć. Lubiłem tę niespotykaną w innych atmosferę, gdzie starzy tancerze pokazywali tajniki tanga, czy fokstrota. Młodzi mieli się u kogo uczyć a starzy - kogo poprawiać. Uroda i talent fordanserek pozostawiały co prawda wiele do życzenia, ale przynajmniej nie udawały Isadory Duncan, co jakże często zdarza się w innych tancbudach.

Z fordanserami było inaczej. Szczególnie pamiętam kilku. Pierwszy miał nawet talent. Ale nasz Pan Bóg nie dał mu charakteru. Tańczył tylko dla bogatszych pań. Kiepsko skończył. Z miesiąca na miesiąc gorzej. Ale coraz piękniej mówił o tym, jaki to jest dobry. W końcu nikt nie chciał go słuchać. Słyszałem, że pracuje teraz w jakiejś prowincjonalnej restauracji dworcowej. Ale może już nawet nie.

Inny, dusza towarzystwa. Dbał o zachowanie linii heraldycznej. Wszędzie. W naszej tancbudzie też. Pamiętam, że był świetny w tańcu, ale nauki nie lubił. Chyba, że zajrzał do nas dziedzic lub oficer. Tym usługiwał z zapałem.

Pamiętam jeszcze paniczyka, chyba Włocha. W każdym razie był obcokrajowcem. No ten to tańczył nieźle. Ale ten charakterek....  Nie znam nikogo, kto go choćby trochę polubił. A w tym zawodzie, to katastrofa. Słyszałem, że po sezonie w naszej knajpie tańczył na jakiś prowincjonalnych zawodach, ale  w żadnych nie wyszedł z eliminacji. Jak zresztą żaden z naszych fordanserów, mimo wielokrotnych startów i pomocy miejscowych sędziów. Nie ten poziom. Tancbuda - Bytkowo.

Pamiętam też prawie każdego gościa. I każdy to część historii. Niektórzy z wielkim talentem, ale brakiem wytrwałości, inni bardzo wytrwali, ale bez nadzwyczajnego talentu. Często z problemami, które albo ukrywali głęboko i dopiero taniec wydobywał je na wierzch, albo wręcz przeciwnie. Byli tacy, dla których taniec był sposobem na odreagowanie, nawet wbrew partnerowi, kulturze, zasadom dobrego wychowania.

A tak naprawdę, w naszej tancbudzie było tylko kilku wybitnych tancerzy.

 

Najbardziej pamiętam ...................

 

Ciąg dalszy nastąpi .............. jutro

  
Tych, którzy jednak lubili naszą tancbudę i ludzi, którzy tutaj kiedyś tańczyli, na prośbę Sławka Paluszczaka informuję, że podjął decyzję o prowadzeniu w 2010 roku klubu golfowego bez pola z siedzibą w Poznaniu. Wszystkie osoby zainteresowane proszone są o wysłanie na adres Sławka ( slawomir.paluszczak@posti.pl )maila i od Niego otrzymają resztę informacji.

Ilość osób na stronie: 1